Komentarze: 0
...znów nie wiem co mam robić...śmiać się, czy plakać...
Piątek zacząl się niesamowicie:) siedzieliśmy do wpól do pierwszej w nocy w Zdrowiu, śmieliśmy się tak, że brzuch mnie bolal i drapalo mnie w gardle...tańczyliśmy przy Wilkach i Zetce (choć w sumie to jej nie lubię), na koniec upil się i zalegal na lawce, no i przylazl meier, kompletny kretyn, ale i tak to byl najbardziej zajebisty wypad do Zdrowia ever...no i nie napisalam najważniejszego...godzina prawie piąta...ktoś dzwoni do drzwi...otwieram...On...sam! Nie bylo ani Macieja, ani Marzeny...a on stoi, uśmiecha się i mówi, że...przyszedl mnie odwiedzić!...bylam tak zszokowana i tak szczęśliwa, że myślalam że zwariuję...siedzieliśmy póltorej godziny naprzeciwko siebie i gadaliśmy o wszystkim i o niczym, Boże, jaka bylam happy...strasznie mily dzień...w Zdrowiu udawali pedalów, myślalam że się ubrechczę, z etykietek od piwa zrobili smoloty, podpalali je zapalniczką, puszczali na dwie ustawione obok siebie butelki i wrzeszczeli, że Bin Laden atakuje...cale życie z wariatami...:):):)
Sobota to bylo coś strasznego, nie moglam wytrzymać i zawitalam do Marzeny już o jakiejś w pól do piątej. Siedziala tam z Agą J. i mówily, że chcą iść do Komety...poszlyśmy do Aniki, żeby Radzio Macieja przywiózl (co z tego, że Marzena sie z Radziem nie odzywa), potem do mnie zapytać czy w ogóle przyjedzie (hehe, sprytnie), potem do Wojasa, czy On tam siedzi. Okazalo się, że nie, i że pojechal ostatnim autobusem do domu...kazalyśmy Wojasowi wyslać mu SMSa, żeby byl na siódmą, bo jest plan...siódma...Maciej siedzi już od 15 minut, Aga przyszla nachlana jakims swojskim winem i żubrówką, Jego nie ma...Poszliśmy do Komety...brak miejsc...w Relaksie...brak miejsc...wracamy do Zdrowia, a tu nagle Marzena mówi, że zmiana palnów, i że idziemy do niej...hehe, ostatki...poszlyśmy z Agą do Chama...zdzierstwo, chore tlumy, zimno, śnieg pada, sami znajomi...Jest! Stal i gadal z jakimiś gościami...nawet nie podchodzilam...jakoś tak mi glupio bylo...w środku zagadalam go dwa razy, stal pod ścianą z piwem, jakiś taki smutny...następnego dnia mial rzucać palenie i picie, 2 dni temu zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie jest uzależniony:) nie udalo mi się nawet z nim zatańczyć...siedzialam na lawce i po prostu lecialy mi lzy, Aga się jakoś tak dziwnie na mnie patrzyla...wydawalo mi się że wszyscy to robią, choć wiem, że to nieprawda...myślalam że będzie mnie szukal, a to ja co 5 minut chodzilam do okola sali...nie bylo go...zamienilismy w sumie może 5 zdań tego dnia...nigdy jeszcze takiego dola nie zlapalam...fuck...zatańczylam z Arkiem, a czulam się przy tym jak suka, bo caly czas wydawalo mi się, że on mnie widzi...przed snem pól godziny mówilam do siebie z rozpaczy...
W niedzielę na szczęście wszystko wrócilo do normy...okazalo się, że o 11 już go nie bylo, bo zabral się z jakimś kumplem...odetchnęlam...jeśli go nie bylo, to nie wychodzi na to, że unika mojego towarzystwa...dól trochę mi przeszedl, choć nawet teraz czuje się przybita...przyszli do mnie o jakiejś w pól do szóstej...obejrzeliśmy "Znaki", bylo nawet calkiem milo, chociaż Maciej byl nie w humorze...już 2 dzień nie pali:)troche się pośmialiśmy, poszli przed 8...może mam zwidy, ale wydaje mi się, że On często na mnie patrzy i usmiecha się, w żartach, ale jednak powiedzial, że rozumiemy się bez slów, a w piątek w Zdrowiu pól minuty sprawdzal czy moje oczy rzeczywiście są piwne...wszystko wyjasni się w tym tygodniu...jeśli przyjdzie do mnie choć 1 raz sam, to będzie oznaczalo, że warto walczyć...
"Sfora" się skończyla, zabili w ostatnim odcinku Ducha...kapota...